wyjazd z Amsterdamu bezproblemowy, kemping lezal przy drodze wiec jechalo sie bez bladzenia, pogoda srednia niestety, deszczowo i chlodno, jechalismy jak najdalej ku granicy z Belgia, dojechalismy do miejscowosci malej Hank, gdzie musielismy stanac z powodu zapowiadajacego sie deszczu, kemping, wybrany przypadkowo okazal sie chyba najnowoczesniejszym na jaki wogole trafilismy i do tego praktycznie calkowicie pustym, zaplacilismy jedynie 10 euro i do tego dostalismy darmowe bilety na kryty basen ze zjezdzalnia i saune, z ktorej chetnie skorzystalismy i ktora bardzo sie przydala na szybsza regeneracje
z Edamu bylo juz blisko do Amsterdamu, dzieki czemu na kempingu bylismy wczesnie, kolo 14, kemping Zeeburg sam w sobie byl celem wycieczek dla wielu, duzy, z cala infrastruktura i blisko centrum mial bardzo luzacki klimat, chociaz mi taki scisk sie nie podobal, zdecydowanie preferuje mniejsze kempingi, zwiedzilismy Amsterdam (muzeum van Gogha), wieczorem o 2230 puszczali na kempingu na swiezym powierzu film BigFish wiec wieczor przy piwku bardzo udany :)
co za dzień!! wiało potężnie, z Harlingen az do konca Afslujdiku (albo jakos tak) pod potezny wiatr, powoli, nie wiecej niz 12 km/h, na srodku tej zapory byla stacja Texaco gdzie byla chyba najlepsza kawa jaka pilismy na wycieczce, do tego paczka ciastek holenderskich (stroopwafli) i dalo to niezlego kopa energetycznego, te wafle idealnie spisuja sie na rower, potem juz bylo troche lepiej z watrem chociaz caly czas w twarz, jechalismy przez Hoorn i zajechalismy na kemping w Edamie (ten od sera), ktory byl chyba najladniejszy ze wszystkich, do tego mial super bar gdzie podawali Leffe idealnie schlodzone :)
ładna pogoda w końcu sie pojawila, drogi rowerowe w holandii jak marzenie, do tego kupilismy dokladna mape rowerowa wiec nie mozliwe jest zgubienie sie, po drodze obiadek - spagetti i byly sily na dojechanie do zakladanego kempingu w Harlingen, bardzo ladne miejsce, tuz nad morzem przy wale, piekna miejscowosc ktora troche pozwiedzalismy wieczorem
bolące kolana i rozchorowana Gosia przyczyniły sie do decyzji o pozostaniu w Groningen, przynajmniej był czas na spokojne objechanie miasta i okolic, przerwa jak sie pozniej okazalo byla bardzo dobra decyzja bo pozwolia sie zregenerowac po 2 dniach ciezkiej jazdy
udało się dojechać wg planu, w Groningen byliśmy po 20, kolana bardzo doskwierały, przynajmniej trasa zrobiła się całkowicie płaska w Holandii, bardzo ładny kemping i bar na kempingu :)
już po około 60km moje kolana strasznie bolały, jazda z ciężkimi sakwami okazała sie trudna dla kolan, szczególnie jak pojawiły się pierwsze górki... udało sie jednak pokonać dystans według planu i wylądowaliśmy na kempingu w Meppen, pogoda średnia, ale udało się zrobić grilla